Omerta – zmowa milczenia hodowców.

Nie widzieć, nie słyszeć, nie mówić – dewiza hodowców

Niedawno otrzymałam smutny list od opiekunki chorego, rodowodowego psa. Boryka się ona z chorobą swojego ukochanego przyjaciela bo hodowca „zapomniał” poinformować ją o chorobie genetycznej, którą obciążony jest jej podopieczny.

Niestety nie jest to odosobniony przypadek. W Polsce jest wielu opiekunów rodowodowych psów, którzy borykają się z problemami zdrowotnymi swoich ukochanych zwierząt. Wystarczy przejrzeć fora i portale w Internecie.

Poszukując pomocy dla mojej Daszeńki otrzymałam artykuł od opiekuna psa z Francji dotyczący zmowy milczenia hodowców. Ten sam artykuł autorstwa Sierry Milton w tłumaczeniu Jany Wiśniewskiej otrzymałam od jednej z Opiekunek psów, której bardzo dziękuję. Obeszło się więc bez tłumaczenia.


Nie mogę milczeć kiedy psom dzieje się krzywda – nie mogę tego listu pozostawić bez reakcji z mojej strony.

Oto treść artykułu napisanego przez hodowcę do hodowców:


Co łączy mafię i współczesnych hodowców?

Cóż za dziwne pytanie, można powiedzieć. Łączy ich jednak smutne, acz bardzo prawdziwe podobieństwo – to, co sławny genetyk Padgett nazywa “zmową milczenia” hodowców, zasada znana jako “omerta” mafii Cosa Nostra. Obie to grobowe cisze.
Łatwo jest zrozumieć powody, dla których powstaje konspiracyjne milczenie w przypadku przestępców, ale jakie powody może mieć hodowca, by utrzymywać “omertę”?

Wadliwe geny

Znacie mentalność określaną w Anglii zwrotem “keeping up with the Jones”? Każdy pragnie wszystkiego co najlepsze i pragnie uznania płynącego z posiadaniem tego co najlepsze. Przyznanie się, że posiadany lub wyhodowany przez nas pies może mieć wady, jest trudne dla większości ludzi. Winowajcą jest także ogromna inwestycja finansowa i emocjonalna hodowcy w jego psy. Odkrycie, że u reproduktorów i suk hodowlanych, w które hodowcy tak bardzo zainwestowali, mogą występować wady, staje sie
przerażające i powoduje, że wielu ludzi nie chce nawet myśleć o tym, że ich psy mogą mieć jakiekolwiek wadliwe geny. Ludzkie ego i lęk przed byciem określonym “kiepskim hodowcą” są ostatecznie przyczynami utrzymywania przez hodowców szkodliwej zmowy milczenia.

Jednak bardziej nawet niebezpieczne niż zmowa milczenia jest odrzucenie w ogóle myśli, że wadliwe geny mogą pojawiać się w naszym programie hodowlanym, że mogą przechodzić niezauważone z pokolenia na pokolenie, po cichu przewijając się w wielu liniach zanim się w końcu zamanifestują. Czy to możliwe, że psy, które wydają się zdrowe, mogą w istocie rozprzestrzeniać niebezpieczne, czasem wręcz letalne geny w całej rasie, aż w końcu dwoje zdrowych nosicieli wadliwych genów spotka się, by wydać na świat to pierwsze chore potomstwo stające się obiektem plotek? Oczywiście, a czas i znów genetycy powiedzą nam jak to możliwe.

Najprościej rzecz ujmując, hodowcy nie mogą zobaczyć wadliwych genów, a jeśli czegoś nie widzą, to takie coś musi nie istnieć. Dlatego też, idąc torem takiej logiki, wszystkie nieprzebadane psy muszą być tak wspaniale zdrowe wewnętrznie, jak wspaniałe pod względem budowy są zewnętrznie. Żeby tylko ta logika była prawdziwa! Niestety, dużo większy nacisk kładziony jest na piękno budowy i powierzchowność, bo jest to po prostu coś, co łatwo zobaczyć, zauważyć i uzyskać. To jest coś, co
uzyskujemy bez żadnych “niepotrzebnych” finansowych nakładów. Nie trzeba płacić za prześwietlenie, badanie krwi czy opinię specjalisty, by ocenić poprzez badania na ile pies przystaje do standardów.

W rzeczywistości niebezpieczeństwo płynie jednak nie od tych psów, które są zbadane, lecz od tych hodowców, którzy chowają głowę w piasek i nie chcą uwierzyć, że ich psy mogą nie być idealne. Możemy zacząć radzić sobie z tym, co zostało ujawnione, ale to, co pozostało ukryte, zagraża przyszłości. I tutaj właśnie omerta, owa “zmowa milczenia”, jest bardzo widoczna. Hodowcy tacy nie tylko trwają w przekonaniu, że ich psy są nieskażone wadliwymi genami, wadami budowy czy problemami z psychiką,
ale także wierzą, że żaden pies, jakiego wprowadzili do swojego programu hodowlanego przez krycie swoich suk, nie może potencjalnie być nosicielem. Przecież oni używają w hodowli wyłącznie “najlepszych” psów i oczywiście ten najlepszy ma być po prostu idealny.

Sukces na ringu

I oto punkt, gdzie naprawdę ma miejsce akt karygodny. Ci hodowcy całkiem często odnoszą sukcesy na wystawowym ringu; ich psy uważane są za najlepsze – w końcu mają te wszystkie medale, lokaty i tytuły
udowadniające, jak zasłużone są to psy! Z powodu sukcesów wystawowych hodowcy ci uważani są za autorytety w rasie, za ludzi, których wiedzy i kompetencji mogą zaufać nowicjusze. I owi nowicjusze otrzymują informację, że w rasie nie ma problemów genetycznych, którymi trzeba się zająć, nie ma potrzeby robić tych “drogich badań, skoro psy są całkowicie zdrowe”. Najbardziej katastrofalny dla przyszłości rasy jest fakt, że nastawienie tych hodowców zaczyna dominować. Nowicjusze widząc
sukcesy tych hodowców i chętnie kupują od nich psy, niezależnie od tego że tylko niewielki ich odsetek – o ile jakikolwiek – miał choć najbardziej podstawowe testy na zasadnicze wady, słabe zdrowie lub
wadliwe geny. Nowicjusze ci następnie sami inwestują swoje pieniądze i uczucia, a dla ochrony owej inwestycji zaczynają rozpowszechniać to samo nastawienie, co prowadzi do łatwych do przewidzenia efektów. Hodowcy ci mają w rasie “władzę”, całkiem często są to sędziowie, osoby wybierane do omawiania rasy na seminariach, hodowcy żądający wygórowanych kwot za szczenięta i krycia, hodowcy odnoszący sukcesy; używają oni tej “władzy” tak, by mieć pewność, że wręcz nieetyczne stanie się dyskutowanie nad jakimikolwiek defektami, zarówno zdrowia jak i psychiki, znalezionymi w
jakimkolwiek rodowodzie ich reproduktorów i suk, bądź potomstwa ich reproduktorów i suk. Zbyt często słyszy się “nie odważę się nic powiedzieć, jeśli chcę wygrywać” lub “są trzy linie z epilepsją (lub chorobą serca lub oczu lub wstaw dowolny problem zdrowotny), ale ty nie potrzebujesz o nich wiedzieć”. Oczywiście, że potrzebujemy o nich wiedzieć, jak inaczej możemy podejmować inteligentne decyzje co do tego, które psy byłyby najbardziej korzystnym wyborem dla przyszłości naszych psów, w przypadku gdy rozważamy nie tylko piękno wyglądu, lecz także ukryty bagaż genowy, który także usiłujemy udoskonalać.

Co z hodowcami, którzy otwarcie omawiają defekty u swoich własnych psów?

Niestety, zbyt często są zaszufladkowani jako “kiepscy hodowcy” i mówi się o ich psach “wadliwe”. Są odrzucani, mówi się o nich szeptem i poprzez szyderstwa. Ten właśnie fakt, że usiłują otwarcie dzielić się
wiedzą i naukowo badać swoje psy, czyni z tych hodowców obiekt polowania dla wielu osób, które są zbyt skąpe, zbyt obojętne, zbyt egoistyczne lub zbyt nie dbające o przyszłość, by nawet zbadać swoje psy, osób, które nie mają dość odwagi by szczerze omówić swoje psy. Zamiast przyklaskiwać tym hodowcom, którzy wybierają dzielenie się informacjami, odrzuca się ich i prześladuje. W rezultacie, ponieważ natura ludzka sprawia, że chcemy być częścią grupy a nie być z niej wykluczeni, hodowcy zaczynają robić to, co robią najlepiej – utrzymują milczenie lub kłamią albo odmawiają przyznania co wiedzą.

W miarę jak coraz więcej nowicjuszy dołącza do rasy, początkujący hodowcy i wystawcy wykorzystują dobrą koniunkturę wystawiania i uprawiania sztuki hodowania. Stają się hodowcami odnoszącymi sukcesy i utożsamiają wygrywanie na wystawach z pierwszorzędną jakością psów.

Dlatego też hodowcy są bardziej zdeterminowani, by o którymkolwiek z ich psów nie zostało ujawnione nic złego, dalej utwierdzają się w przekonaniu o doskonałości hodowanych przez siebie psów i w miarę
utrwalania tej teorii rośnie ich emocjonalna i finansowa inwestycja.

Wygrywanie na wystawowym ringu nie ma jednak nic wspólnego z genetycznym zdrowiem. Co więcej, niektóre z odnoszących sukcesy psów są nosicielami dziedzicznych chorób, a nawet same chorują na dziedziczne choroby. Choć dziedziczna choroba sama w sobie, zależnie od typu i dotkliwości, nie
musi wykluczać psa z puli genetycznej, do przemyślanej hodowli jest absolutnie niezbędne, by ludzie zdawali sobie sprawę ze wszystkich zagrożeń. Także psy, z którymi kojarzymy naszego psa, muszą być
przebadane, należy też wnikliwie zanalizować ich pochodzenie, tak aby maksymalnie ograniczyć możliwość przyjścia na świat kolejnych psów dotkniętych chorobą lub będących jej nosicielami. Ponieważ jednak zwycięzcy nie chcą mieć etykietki “kiepskich hodowców”, nie chcą stracić splendoru związanego z byciem najlepszym (a tym bardziej stracić korzyści finansowych z powodu niemożności sprzedania szczeniąt lub uzyskania wysokiej ceny za krycia), “zasada milczenia” rozprzestrzenia się coraz bardziej.

Nowicjusze, ponieważ chcą być akceptowani, unikają mówienia o sukach i reproduktorach dających kiepskie potomstwo pod względem czy to budowy, czy to zdrowia i psychiki. Prócz tego oni także zaangażowali się już finansowo i emocjonalnie, by być zaakceptowanym w “klubie zwycięzców”.
Mogą nawet dostrzegać określone negatywne tendencje w jednej czy więcej liniach w swoich rodowodach, ale odmawiać uznania tych tendencji i trzymać je w tajemnicy ze strachu przed byciem opatrzonym etykietką.

Strach

Niestety, nawet jeśli odmówimy przyznania, że nasze psy mogą nieć wady, nawet jeśli odmówimy wykonywania badań pod kątem chorób genetycznych, nie sprawi to, że choroby te znikną. To, czego nie możemy zobaczyć, wciąż ma ogromny wpływ na rasę, a dalsze rozmnażanie nosicieli wadliwych
genów pozwala owym wadom tym mocniej trzymać się danej rasy. Hodowcy, którzy bardzo starają się hodować zdrowe psy i wykorzystują dostępne naukowe metody by zapewnić genetyczne zdrowie, są odrzucani z powodu tej właśnie pasji, która powinna być podziwiana; wysiłki, jakie podejmują, są w najlepszym przypadku banalizowane, a częściej wyśmiewane jako “niepotrzebne” lub traktuje się je jako niczym nie uzasadnione straszenie chorobami. W wyniku tego hodowcy tacy pracują samotnie i poza
swoim własną hodowlą ich wysiłki mają niewielki wpływ na rasę jako całość.

Omerta może być złamana tylko przez ludzi mających odwagę, przekonanie i pasję do walki o to, by rasa jako całość stawała się silniejsza i zdrowsza. W miejsce polowania na czarownice wymierzonego w tych, którym na sercu leży zajmowanie się problemami rasy, celem obranym przez każdy klub rasy w każdym kraju powinno być wspieranie ich odwagi i determinacji w dążeniu do otwartego dialogu o problemach.

Prócz nagród przyznawanych hodowcom za sukcesy wystawowe, należałoby nagradzać hodowców pracujących niestrudzenie nad doskonaleniem rasy. Uroda nie udoskonali rasy; genetyczne zdrowie i możliwość życia bez bólu i w dobrym zdrowiu daleko przewyższają urodę, lecz są o wiele trudniejsze do
uzyskania.

Koszt

Koszt genetycznych badań nie jest wysoki, jeśli się weźmie pod uwagę, jaki wpływ rezygnacja z badań może mieć na rasę. Zapytaj jakiegokolwiek znającego się na rzeczy hodowcę, które rasy mają problemy z sercem, choroby krwi, problemy z oczami czy biodrami – i czy za obecne olbrzymie problemy nie obwinia się brak dalekowzroczności wcześniejszych hodowców, którzy odmawiali finansowego inwestowania w dobro rasy.

Odpowiedź jest łatwa do przewidzenia. W Wielkiej Brytanii można wykonywać testy u certyfikowanych specjalistów od bioder, oczu, serca, krwi czy zaburzeń odporności za mniej niż koszt szczeniaka czy cena krycia. Można oczywiście robić dużo mniej badań, ale jakim kosztem? Czy rasa będzie cierpieć w przyszłości na problemy kardiologiczne bo zwykłe badanie stetoskopem nie było ważne w tym momencie? Czy rasa będzie postawiona w obliczu prób wyeliminowania przypadków ślepoty od dziś przez lata, ponieważ badanie oczu (zrobione przez jedną z wielu klinik okulistycznych organizowanych każdego miesiąca lub nawet za darmo, jeśli wykonane będzie na wystawie Cruft, gdzie organizowane są corocznie badania) było uważane za nieuzasadnione? Czy następne pokolenia będą przepełnione bólem chorych bioder czy łokci, ponieważ rasa rusza się dobrze na wystawowym ringu i nie widać dysplazji gołym okiem? Badanie pod kątem choroby von Willebranda (vWD) i badania tarczycy (system
odpornościowy) mogą być wykonane niedrogo przez pobranie do badania krwi. Zgoda, badania pod kątem tych choróbnie gwarantują, że problem na pewno nie pojawi się w przyszłych skojarzeniach, ale testy z pewnością zredukują prawdopodobieństwo problemów i to jest dobry punkt wyjścia.

Jeśli hodowca nie może zapewnić dowodu w postaci weterynaryjnego certyfikatu lub zaświadczenia, że wykonane zostało badanie pod kątem chorób genetycznych, nabywca powinien być świadomy, że kupuje na własne ryzyko! Caveat emptor! Hodowcy mogą utrzymywać, że ich psy nigdy nie utykały lub że nie ma potrzeby robienia żadnych badań, ponieważ rasa jest zdrowa. Niektórzy mogą nawet utrzymywać, że ich weterynarz powiedział, że badania genetyczne są niepotrzebne. Takie stanowiska są nieodpowiedzialne.

Genów nie widać i nosiciele wadliwych genów oglądani gołym okiem mogą jawić się jako zdrowi. Tylko dzięki badaniom naprawdę wiemy, czy nasze psy są dotknięte chorobą czy nie i tylko wtedy dzięki
uczciwej ocenie rodowodów przebadanych lub dotkniętych chorobą psów, uświadamiamy sobie potencjalnych nosicieli.

Przerwać milczenie

Co możemy zrobić, by przełamać Zasadę Milczenia? Większość klubów rasy (jeśli nie wszystkie) ma kodeks etyczny wymagający od członków badania rozmnażanych przez nich psów. Jednym z punktów wyjściowych są więc kluby. Zamiast być instytucjami towarzyskimi lub klubami “starych dobrych kumpli”, te organizacje ras mogłyby zacząć stać na straży tego właśnie celu, chronienia przyszłości rasy przez wymaganie, by przed rozmnażaniem były wykonywane badania genetyczne. Dużo bardziej poważne
niż rozmnożenie 16-miesięcznej suczki jest praktykowanie hodowli, gdzie zdrowie nie jest priorytetem, bez upewnienia się na wszystkie dostępne sposoby o zdrowiu hodowanych psów. Mimo to w wielu klubach “kiepscy hodowcy” są identyfikowani wyłącznie przez wiek, w jakim rozmnażają lub
częstotliwość rozmnażania, a nie przez kryterium dostarczania obowiązkowego dowodu zdrowia psów. Zdejmując nacisk z wygrywania – ile klubów wybiera “hodowcę roku” w oparciu o odnoszące sukcesy na wystawach potomstwo? Są kluby, które rzeczywiście wymagają od hodowcy pokazania dowodu, że robi wszystko by dbać o przyszłość rasy.

Można przełamać milczenie przez popieranie tych, którzy mają dość odwagi i determinacji by mówić o problemach, można dzielić się nie tylko sukcesami, ale i wiedzą, zamiast bojkotować takie osoby. Omerta upada kiedy każdy nabywca szczeniaka i użytkownik reproduktora żąda okazania dowodu badań pod kątach chorób dziedzicznych. Zasada Milczenia upada, kiedy uświadamiamy sobie, że nie wystarczy hodować wygrywające na wystawach psy lub wyznaczać najwyższe ceny za szczenięta, albo mieć
reproduktora, który był używany 50, 60 czy 100 razy; musimy wrócić do pasji, z którą my wszyscy przyjmowaliśmy naszą rasę i z determinacją żarliwie pracować dla przyszłości, w której liczba dziedzicznych chorób jest zmniejszana każdego roku.

Jeśli ci, których znasz, hodują bez badań, zapytaj siebie dlaczego – czy to brak odwagi wobec prawdopodobnego znalezienia nosiciela wśród ich stada hodowlanego? Czy to z powodu lęku przed stratą finansową, jeśli zbadają psy? Czy ponieważ prawdziwie wierzą, że ich psy nie mogłyby być
mniej niż idealne? Czy to z powodu ich lęku, że stracą swoją pozycję “top hodowców” jeśli przyznają się, że istnieją problemy, nad którymi trzeba pracować? Czy to z powodu ich strachu, że hodowanie psów
jednocześnie i pięknych i zdrowych będzie trudniejsze? A może stracili tą pasję, z którą początkowo kochali rasę, choć weszli na drogę wystawowych sukcesów? Lub, co smutniejsze, jest tak ponieważ po prostu nie dbają o to, czego nie mogą tak naprawdę zobaczyć?

Lepsza przyszłość

To ciężka praca i potrzeba wielkiej odwagi by rozwijać program hodowlany przy użyciu naukowych metod i testów, jednak nadzieja na lepszą przyszłość powinna prowadzić nas wszystkich do tego właśnie
zobowiązania. Kluczem do sukcesu jest umiejętność pracowania razem, bez strachu przed szeptami czy milczeniem. Omerta, zasada milczenia, może być złamana, jeśli więcej z nas zdecyduje, że nie będzie już dłużej tolerować tego milczenia.

Drogi Hodowco zanim przystąpisz do rozmnażania swojej suki bądź psa, odpowiedz sobie na pytanie: dlaczego chcę rozmnożyć?
Jedyna właściwa TWOJA odpowiedź powinna brzmieć: dla udoskonalenia rasy.

Ten artykuł wstrząsnął mną. Autorka porusza bardzo ważną kwestię – jaką jest m.in. odpowiedzialność hodowców. Czytając jej słowa przypominają mi się wypowiedzi „hodowców” z forum czarnego teriera,
jak to usiłowali z niezwykłą stanowczością przekonać mnie, że nie wykonywali i nie wykonują badań bo są
one nie wymagane. Teraz powstała niby baza psów chorych na HUU i co z tego, kiedy nadal kryte są psy noszące wadliwy gen, bądź kryje się ze sobą psy nie przebadane. To bardzo smutne. Wyobraź sobie Drogi Czytelniku, że ludzie, którym wydaje się, że są hodowcami Czarnych Terierów nie mają sobie nic do zarzucenia.

Według nich, to my nabywcy ponosimy odpowiedzialność za to, że borykamy się z
chorobami genetycznymi psów. które to właśnie oni wyprodukowali. Oczywiście ten komentarz nie dotyczy wszystkich hodowców.

Obyś nigdy Drogi Czytelniku nie musiał patrzeć na cierpienie Twojego psa spowodowane brakiem odpowiedzialności bezwzględnych „hodowców”.

Dziękuję.

8 thoughts on “Omerta – zmowa milczenia hodowców.”

  1. Artykul wstrzasajacy,ale czego nie zrobi czlowiek dla pieniedzy.Nie wazne jest dobro psa i uczucia kupujacego ,ktory patrzy na cierpienie swojego pupila.Nie mowiac o kosztach.Czytam forum dla cavisiow,i ostatnio jedna z formulowiczek kupila upragnionego pieska.Kazdy kto wymarzyl sobie dana rase pieska wie o czym mowie,dlugo sie przygotowywala ,starannie wybrala hodowle ,otrzymala pelna dokumentacje rodzicow ,badania.Nic nie wzbudzalo podejrzen ,kupila wymarzonego psiaka i co nieuczciwy hodowca sprzedal szczeniaczka z rozczepem podniebienia.Pies cierpi przechodzi kosztowne zabiegi,wlasciciele sa zalamani. A hodowca na razie milczy.To sa okropne praktyki taka hodowla powinna byc od razu zamknieta wpisana gdzies do rejestrow,bo hodowca jest nie odpowiedzialny ,wrecz okrutny,bo dla pieniedzy jest wstanie skazac na cierpienie nie tylko zwierze ,ale i czlowieka.

  2. Bardzo poważny i wstrząsający artykuł.Niestety sam tego wszystkiego doświadczyłem i choć mnie opluwano,najbardziej nie jest mi żal mnie,lecz suni którą musiałem oddać,dla dobra drugiego w domu psa.Przykre,że w takich sytuacjach hodowcy zaczynają nabierać wody w usta i trzymać się razem.Niestety dla mnie ewidentnie chodzi o zysk.W jakim kierunku to wszystko zmierza………….OszukanyMoloseum

  3. Dziękuję za komentarze. Artykuł również bardzo mnie poruszył, tym bardziej, że pisze go hodowca i sędzia kynologiczny, sama bowiem zajmuję się chorym psem. Winni chorób mojej suni są producenci-hodowcy. Tak samo jak Ty Anonimie byłam opluwana, wyśmiewano się ze mnie, dlatego, że zadawałam niewygodne dla "producentów" pytania. Sunia jest ze mną, moje długi związane z jej utrzymaniem rosną, a tymczasem producenci-hodowcy dalej produkują noszące wadliwe geny oraz chore psy.

  4. Szkoda, że w przypadku wielu ras podstawowe badania nie są obowiązkowe. Np. dysplazja – bernardyny tak (tylko biodra niestety), mastify angielskie już nie itd. Pytanie o badania jest wręcz uważane za pytanie w złym tonie. Wybór na ogół jest prosty – można kupić bez badań lub nie kupić wcale. Ale czy to jest wybór?
    A uczciwość? Niestety rzadka cecha…

  5. Właśnie borykam się z chorobami genetycznymi u mojej rasowej kotki. Hodowca ją stworzył, kotka i ja będziemy się borykać z przeciwnościami do jej śmierci. Smutne dzień w dzień patrzeć na jej cierpienie.

  6. To przykre czytać, taki komentarz. Biedny kot. Choć tyle dobrego, że los sprawił, że koteczka trafiła do Pani. Trzymam kciuki za Was obie. Za Panią szczególnie, bo ja w tej chwili jestem zrujnowana psychicznie i finansowo, czego Pani nie życzę. Ale myślę, że ktoś kto kocha zwierzęta nie potrafi obojętnie patrzeć na cierpienie swojego podopiecznego. I zrobi wszystko aby mu ulżyć. Pozdrawiam.

  7. No niestety w artykule opisana cała prawda. Bardzo to przykre ze bardzo wielu hodowców nastawionych jest na tylko i wyłącznie na zysk.Sukcesy na wystawach to jest dla nich priorytet a ja się pytam gdzie troska o zdrowie przyszłych pokoleń. Hoduje molosy robię wszelkie badania dla dobra rasy. Nie jednokrotnie byłam negowana ale wiem ze robię dobrze i będę robić nadal dla dobra mojej ukochanej rasy :D.

Dodaj komentarz