Omerta – zmowa milczenia hodowców.

Nie widzieć, nie słyszeć, nie mówić – dewiza hodowców

Niedawno otrzymałam smutny list od opiekunki chorego, rodowodowego psa. Boryka się ona z chorobą swojego ukochanego przyjaciela bo hodowca „zapomniał” poinformować ją o chorobie genetycznej, którą obciążony jest jej podopieczny.

Niestety nie jest to odosobniony przypadek. W Polsce jest wielu opiekunów rodowodowych psów, którzy borykają się z problemami zdrowotnymi swoich ukochanych zwierząt. Wystarczy przejrzeć fora i portale w Internecie.

Poszukując pomocy dla mojej Daszeńki otrzymałam artykuł od opiekuna psa z Francji dotyczący zmowy milczenia hodowców. Ten sam artykuł autorstwa Sierry Milton w tłumaczeniu Jany Wiśniewskiej otrzymałam od jednej z Opiekunek psów, której bardzo dziękuję. Obeszło się więc bez tłumaczenia.




Nie mogę milczeć kiedy psom dzieje się krzywda – nie mogę tego listu pozostawić bez reakcji z mojej strony.

Oto treść artykułu napisanego przez hodowcę do hodowców:


Co łączy mafię i współczesnych hodowców?

Cóż za dziwne pytanie, można
powiedzieć. Łączy ich jednak smutne, acz bardzo prawdziwe podobieństwo –
to, co sławny genetyk Padgett nazywa “zmową milczenia” hodowców, zasada
znana jako “omerta” mafii Cosa Nostra. Obie są grobowymi ciszami.
Łatwo jest zrozumieć powody, dla których powstaje konspiracyjne
milczenie w przypadku przestępców, ale jakie powody może mieć hodowca,
by utrzymywać “omertę”?

Wadliwe geny


Znacie mentalność określaną w Anglii zwrotem “keeping up with the Jones”? Każdy pragnie wszystkiego co najlepsze i pragnie uznania płynącego
z posiadaniem tego co najlepsze. Przyznanie się, że posiadany lub
wyhodowany przez nas pies może mieć wady, jest trudne dla większości
ludzi. Winowajcą jest także ogromna inwestycja finansowa i emocjonalna
hodowcy w jego psy. Odkrycie, że u reproduktorów i suk hodowlanych, w
które hodowcy tak bardzo zainwestowali, mogą występować wady, staje sie
przerażające i powoduje, że wielu ludzi nie chce nawet myśleć o tym, że
ich psy mogą mieć jakiekolwiek wadliwe geny. Ludzkie ego i lęk przed
byciem określonym “kiepskim hodowcą” są ostatecznie przyczynami
utrzymywania przez hodowców szkodliwej zmowy milczenia.

Jednak bardziej nawet niebezpieczne niż zmowa milczenia jest odrzucenie w
ogóle myśli, że wadliwe geny mogą pojawiać się w naszym programie
hodowlanym, że mogą przechodzić niezauważone z pokolenia na pokolenie,
po cichu przewijając się w wielu liniach zanim się w końcu
zamanifestują. Czy to możliwe, że psy, które wydają się zdrowe, mogą w
istocie rozprzestrzeniać niebezpieczne, czasem wręcz letalne geny w
całej rasie, aż w końcu dwoje zdrowych nosicieli wadliwych genów spotka
się, by wydać na świat to pierwsze chore potomstwo stające się obiektem
plotek? Oczywiście, a czas i znów genetycy powiedzą nam jak to możliwe.

Najprościej rzecz ujmując, hodowcy nie mogą zobaczyć wadliwych genów, a
jeśli czegoś nie widzą, to takie coś musi nie istnieć. Dlatego też, idąc
torem takiej logiki, wszystkie nieprzebadane psy muszą być tak
wspaniale zdrowe wewnętrznie, jak wspaniałe pod względem budowy są
zewnętrznie. Żeby tylko ta logika była prawdziwa! Niestety, dużo większy
nacisk kładziony jest na piękno budowy i powierzchowność, bo jest to po
prostu coś, co łatwo zobaczyć, zauważyć i uzyskać. To jest coś, co
uzyskujemy bez żadnych “niepotrzebnych” finansowych nakładów. Nie trzeba
płacić za prześwietlenie, badanie krwi czy opinię specjalisty, by
ocenić poprzez badania na ile pies przystaje do standardów.

W rzeczywistości niebezpieczeństwo płynie jednak nie od tych psów, które
są zbadane, lecz od tych hodowców, którzy chowają głowę w piasek i nie
chcą uwierzyć, że ich psy mogą nie być idealne. Możemy zacząć radzić
sobie z tym, co zostało ujawnione, ale to, co pozostało ukryte, zagraża
przyszłości. I tutaj właśnie omerta, owa “zmowa milczenia”, jest bardzo
widoczna. Hodowcy tacy nie tylko trwają w przekonaniu, że ich psy są
nieskażone wadliwymi genami, wadami budowy czy problemami z psychiką,
ale także wierzą, że żaden pies, jakiego wprowadzili do swojego programu
hodowlanego przez krycie swoich suk, nie może potencjalnie być
nosicielem. Przecież oni używają w hodowli wyłącznie “najlepszych” psów i
oczywiście ten najlepszy ma być po prostu idealny.

Sukces na ringu

I oto punkt, gdzie naprawdę ma miejsce akt karygodny. Ci hodowcy całkiem
często odnoszą sukcesy na wystawowym ringu; ich psy uważane są za
najlepsze – w końcu mają te wszystkie medale, lokaty i tytuły
udowadniające, jak zasłużone są to psy! Z powodu sukcesów wystawowych
hodowcy ci uważani są za autorytety w rasie, za ludzi, których wiedzy i
kompetencji mogą zaufać nowicjusze. I owi nowicjusze otrzymują
informację, że w rasie nie ma problemów genetycznych, którymi trzeba się
zająć, nie ma potrzeby robić tych “drogich badań, skoro psy są
całkowicie zdrowe”. Najbardziej katastrofalny dla przyszłości rasy jest
fakt, że nastawienie tych hodowców zaczyna dominować. Nowicjusze widząc
sukcesy tych hodowców i chętnie kupują od nich psy, niezależnie od tego
że tylko niewielki ich odsetek – o ile jakikolwiek – miał choć
najbardziej podstawowe testy na zasadnicze wady, słabe zdrowie lub
wadliwe geny. Nowicjusze ci następnie sami inwestują swoje pieniądze i
uczucia, a dla ochrony owej inwestycji zaczynają rozpowszechniać to samo
nastawienie, co prowadzi do łatwych do przewidzenia efektów. Hodowcy ci
mają w rasie “władzę”, całkiem często są to sędziowie, osoby wybierane
do omawiania rasy na seminariach, hodowcy żądający wygórowanych kwot za
szczenięta i krycia, hodowcy odnoszący sukcesy; używają oni tej “władzy”
tak, by mieć pewność, że wręcz nieetyczne stanie się dyskutowanie nad
jakimikolwiek defektami, zarówno zdrowia jak i psychiki, znalezionymi w
jakimkolwiek rodowodzie ich reproduktorów i suk, bądź potomstwa ich
reproduktorów i suk. Zbyt często słyszy się “nie odważę się nic
powiedzieć, jeśli chcę wygrywać” lub “są trzy linie z epilepsją (lub
chorobą serca lub oczu lub wstaw dowolny problem zdrowotny), ale ty nie
potrzebujesz o nich wiedzieć”. Oczywiście, że potrzebujemy o nich
wiedzieć, jak inaczej możemy podejmować inteligentne decyzje co do tego,
które psy byłyby najbardziej korzystnym wyborem dla przyszłości naszych
psów, w przypadku gdy rozważamy nie tylko piękno wyglądu, lecz także
ukryty bagaż genowy, który także usiłujemy udoskonalać.

Co z hodowcami, którzy otwarcie omawiają defekty u swoich własnych psów?
Niestety, zbyt często są zaszufladkowani jako “kiepscy hodowcy” i mówi
się o ich psach “wadliwe”. Są odrzucani, mówi się o nich szeptem i
poprzez szyderstwa. Ten właśnie fakt, że usiłują otwarcie dzielić się
wiedzą i naukowo badać swoje psy, czyni z tych hodowców obiekt polowania
dla wielu osób, które są zbyt skąpe, zbyt obojętne, zbyt egoistyczne
lub zbyt nie dbające o przyszłość, by nawet zbadać swoje psy, osób,
które nie mają dość odwagi by szczerze omówić swoje psy. Zamiast
przyklaskiwać tym hodowcom, którzy wybierają dzielenie się informacjami,
odrzuca się ich i prześladuje. W rezultacie, ponieważ natura ludzka
sprawia, że chcemy być częścią grupy a nie być z niej wykluczeni,
hodowcy zaczynają robić to, co robią najlepiej – utrzymują milczenie lub
kłamią albo odmawiają przyznania co wiedzą.

W miarę jak coraz więcej nowicjuszy dołącza do rasy, początkujący
hodowcy i wystawcy wykorzystują dobrą koniunkturę wystawiania i
uprawiania sztuki hodowania. Stają się hodowcami odnoszącymi sukcesy i
utożsamiają wygrywanie na wystawach z pierwszorzędną jakością psów.
Dlatego też hodowcy są bardziej zdeterminowani, by o którymkolwiek z ich
psów nie zostało ujawnione nic złego, dalej utwierdzają się w
przekonaniu o doskonałości hodowanych przez siebie psów i w miarę
utrwalania tej teorii rośnie ich emocjonalna i finansowa inwestycja.
Wygrywanie na wystawowym ringu nie ma jednak nic wspólnego z genetycznym
zdrowiem. Co więcej, niektóre z odnoszących sukcesy psów są nosicielami
dziedzicznych chorób, a nawet same chorują na dziedziczne choroby. Choć
dziedziczna choroba sama w sobie, zależnie od typu i dotkliwości, nie
musi wykluczać psa z puli genetycznej, do przemyślanej hodowli jest
absolutnie niezbędne, by ludzie zdawali sobie sprawę ze wszystkich
zagrożeń. Także psy, z którymi kojarzymy naszego psa, muszą być
przebadane, należy też wnikliwie zanalizować ich pochodzenie, tak aby
maksymalnie ograniczyć możliwość przyjścia na świat kolejnych psów
dotkniętych chorobą lub będących jej nosicielami. Ponieważ jednak
zwycięzcy nie chcą mieć etykietki “kiepskich hodowców”, nie chcą stracić
splendoru związanego z byciem najlepszym (a tym bardziej stracić
korzyści finansowych z powodu niemożności sprzedania szczeniąt lub
uzyskania wysokiej ceny za krycia), “zasada milczenia” rozprzestrzenia
się coraz bardziej.

Nowicjusze, ponieważ chcą być akceptowani, unikają mówienia o sukach i
reproduktorach dających kiepskie potomstwo pod względem czy to budowy,
czy to zdrowia i psychiki. Prócz tego oni także zaangażowali się już
finansowo i emocjonalnie, by być zaakceptowanym w “klubie zwycięzców”.
Mogą nawet dostrzegać określone negatywne tendencje w jednej czy więcej
liniach w swoich rodowodach, ale odmawiać uznania tych tendencji i
trzymać je w tajemnicy ze strachu przed byciem opatrzonym etykietką.

Strach

Niestety, nawet jeśli odmówimy przyznania, że nasze psy mogą nieć wady,
nawet jeśli odmówimy wykonywania badań pod kątem chorób genetycznych,
nie sprawi to, że choroby te znikną. To, czego nie możemy zobaczyć,
wciąż ma ogromny wpływ na rasę, a dalsze rozmnażanie nosicieli wadliwych
genów pozwala owym wadom tym mocniej trzymać się danej rasy. Hodowcy,
którzy bardzo starają się hodować zdrowe psy i wykorzystują dostępne
naukowe metody by zapewnić genetyczne zdrowie, są odrzucani z powodu tej
właśnie pasji, która powinna być podziwiana; wysiłki, jakie podejmują,
są w najlepszym przypadku banalizowane, a częściej wyśmiewane jako
“niepotrzebne” lub traktuje się je jako niczym nie uzasadnione
straszenie chorobami. W wyniku tego hodowcy tacy pracują samotnie i poza
swoim własną hodowlą ich wysiłki mają niewielki wpływ na rasę jako
całość.

Omerta może być złamana tylko przez ludzi mających odwagę, przekonanie i
pasję do walki o to, by rasa jako całość stawała się silniejsza i
zdrowsza. W miejsce polowania na czarownice wymierzonego w tych, którym
na sercu leży zajmowanie się problemami rasy, celem obranym przez każdy
klub rasy w każdym kraju powinno być wspieranie ich odwagi i
determinacji w dążeniu do otwartego dialogu o problemach. Prócz nagród
przyznawanych hodowcom za sukcesy wystawowe, należałoby nagradzać hodowców pracujących niestrudzenie nad doskonaleniem rasy. Uroda nie
udoskonali rasy; genetyczne zdrowie i możliwość życia bez bólu i w
dobrym zdrowiu daleko przewyższają urodę, lecz są o wiele trudniejsze do
uzyskania.

Koszt

Koszt genetycznych badań nie jest wysoki, jeśli się weźmie pod uwagę,
jaki wpływ rezygnacja z badań może mieć na rasę. Zapytaj jakiegokolwiek
znającego się na rzeczy hodowcę, które rasy mają problemy z sercem,
choroby krwi, problemy z oczami czy biodrami – i czy za obecne olbrzymie
problemy nie obwinia się brak dalekowzroczności wcześniejszych
hodowców, którzy odmawiali finansowego inwestowania w dobro rasy.
Odpowiedź jest łatwa do przewidzenia. W Wielkiej Brytanii można
wykonywać testy u certyfikowanych specjalistów od bioder, oczu, serca,
krwi czy zaburzeń odporności za mniej
niż koszt szczeniaka czy cena krycia. Można oczywiście robić dużo mniej
badań, ale jakim kosztem? Czy rasa będzie cierpieć w przyszłości na
problemy kardiologiczne bo zwykłe badanie stetoskopem
nie było ważne w tym momencie? Czy rasa będzie postawiona w obliczu prób
wyeliminowania przypadków ślepoty od dziś przez lata, ponieważ badanie
oczu (zrobione przez jedną z wielu klinik
okulistycznych organizowanych każdego miesiąca lub nawet za darmo, jeśli
wykonane będzie na wystawie Cruft, gdzie organizowane są corocznie
badania) było uważane za nieuzasadnione? Czy następne pokolenia będą
przepełnione bólem chorych bioder czy łokci, ponieważ rasa rusza się
dobrze na wystawowym ringu i nie widać dysplazji gołym okiem? Badanie
pod kątem choroby von Willebranda (vWD) i badania tarczycy (system
odpornościowy) mogą być wykonane niedrogo przez pobranie do badania krwi. Zgoda, badania pod kątem tych chorób
nie gwarantują, że problem na pewno nie pojawi się w przyszłych
skojarzeniach, ale testy z pewnością zredukują prawdopodobieństwo
problemów i to jest dobry punkt wyjścia.

Jeśli hodowca nie może zapewnić dowodu w postaci weterynaryjnego
certyfikatu lub zaświadczenia, że wykonane zostało badanie pod kątem
chorób genetycznych, nabywca powinien być świadomy, że kupuje na własne
ryzyko! Caveat emptor! Hodowcy mogą utrzymywać, że ich psy nigdy nie
utykały lub że nie ma potrzeby robienia żadnych badań, ponieważ rasa
jest zdrowa. Niektórzy mogą nawet utrzymywać, że ich weterynarz
powiedział, że badania genetyczne są niepotrzebne. Takie stanowiska są
nieodpowiedzialne. Genów nie widać i nosiciele wadliwych genów oglądani
gołym okiem mogą jawić się jako zdrowi. Tylko dzięki badaniom naprawdę
wiemy, czy nasze psy są dotknięte chorobą czy nie i tylko wtedy dzięki
uczciwej ocenie rodowodów przebadanych lub dotkniętych chorobą psów,
uświadamiamy sobie potencjalnych nosicieli.

Przerwać milczenie


Co możemy zrobić, by przełamać Zasadę Milczenia? Większość klubów rasy
(jeśli nie wszystkie) ma kodeks etyczny wymagający od członków badania
rozmnażanych przez nich psów. Jednym z punktów wyjściowych są więc
kluby. Zamiast być instytucjami towarzyskimi lub klubami “starych
dobrych kumpli”, te organizacje ras mogłyby zacząć stać na straży tego
właśnie celu, chronienia przyszłości rasy przez wymaganie, by przed
rozmnażaniem były wykonywane badania genetyczne. Dużo bardziej poważne
niż rozmnożenie 16-miesięcznej suczki jest praktykowanie hodowli, gdzie
zdrowie nie jest priorytetem, bez upewnienia się na wszystkie dostępne
sposoby o zdrowiu hodowanych psów. Mimo to w wielu klubach “kiepscy
hodowcy” są identyfikowani wyłącznie przez wiek, w jakim rozmnażają lub
częstotliwość rozmnażania, a nie przez kryterium dostarczania
obowiązkowego dowodu zdrowia psów. Zdejmując nacisk z wygrywania – ile
klubów wybiera “hodowcę roku” w oparciu o odnoszące sukcesy na wystawach
potomstwo? Są kluby, które rzeczywiście wymagają od hodowcy pokazania
dowodu, że robi wszystko by dbać o przyszłość rasy.

Można przełamać milczenie przez popieranie tych, którzy mają dość odwagi i
determinacji by mówić o problemach, można dzielić się nie tylko
sukcesami, ale i wiedzą, zamiast bojkotować takie osoby. Omerta upada
kiedy każdy nabywca szczeniaka i użytkownik reproduktora żąda okazania
dowodu badań pod kątach chorób dziedzicznych. Zasada Milczenia upada,
kiedy uświadamiamy sobie, że nie wystarczy hodować wygrywające na
wystawach psy lub wyznaczać najwyższe ceny za szczenięta, albo mieć
reproduktora, który był używany 50, 60 czy 100 razy; musimy wrócić do
pasji, z którą my wszyscy przyjmowaliśmy naszą rasę i z determinacją
żarliwie pracować dla przyszłości, w której liczba dziedzicznych chorób
jest zmniejszana każdego roku.

Jeśli ci, których znasz, hodują bez badań, zapytaj siebie dlaczego – czy
to brak odwagi wobec prawdopodobnego znalezienia nosiciela wśród ich
stada hodowlanego? Czy to z powodu lęku przed stratą finansową, jeśli
zbadają psy? Czy ponieważ prawdziwie wierzą, że ich psy nie mogłyby być
mniej niż idealne? Czy to z powodu ich lęku, że stracą swoją pozycję
“top hodowców” jeśli przyznają się, że istnieją problemy, nad którymi
trzeba pracować? Czy to z powodu ich strachu, że hodowanie psów
jednocześnie i pięknych i zdrowych będzie trudniejsze? A może stracili
tą pasję, z którą początkowo kochali rasę, choć weszli na drogę
wystawowych sukcesów? Lub, co smutniejsze, jest tak ponieważ po prostu
nie dbają o to, czego nie mogą tak naprawdę zobaczyć?

Lepsza przyszłość

To ciężka praca i potrzeba wielkiej odwagi by rozwijać program hodowlany
przy użyciu naukowych metod i testów, jednak nadzieja na lepszą
przyszłość powinna prowadzić nas wszystkich do tego właśnie
zobowiązania. Kluczem do sukcesu jest umiejętność pracowania razem, bez
strachu przed szeptami czy milczeniem. Omerta, zasada milczenia, może
być złamana, jeśli więcej z nas zdecyduje, że nie będzie już dłużej
tolerować tego milczenia.

Drogi Hodowco zanim przystąpisz do rozmnażania swojej suki bądź psa, odpowiedz sobie na pytanie: dlaczego chcę rozmnożyć?
Jedyna właściwa TWOJA odpowiedź powinna brzmieć: dla udoskonalenia rasy.

Ten artykuł wstrząsnął mną. Autorka
porusza bardzo ważną kwestię – jaką jest m.in. odpowiedzialność hodowców. Czytając
jej słowa przypominają mi się wypowiedzi „hodowców” z forum czarnego teriera,
jak to usiłowali z niezwykłą stanowczością przekonać mnie, że nie wykonywali i nie wykonują badań bo są
one nie wymagane. Teraz powstała niby baza psów chorych na HUU i co z tego,
kiedy nadal kryte są psy noszące wadliwy gen, bądź kryje się ze sobą psy nie
przebadane. To bardzo smutne. Wyobraź sobie Drogi Czytelniku, że ludzie, którym
wydaje się, że są hodowcami Czarnych Terierów nie mają sobie nic do zarzucenia.
Według nich, to my nabywcy ponosimy odpowiedzialność za to, że borykamy się z
chorobami genetycznymi psów. które to właśnie oni wyprodukowali. Oczywiście ten komentarz nie dotyczy wszystkich hodowców.

Obyś nigdy Drogi Czytelniku nie musiał patrzeć na cierpienie Twojego psa spowodowane brakiem odpowiedzialności bezwzględnych „hodowców”.

Dziękuję.

8 thoughts on “Omerta – zmowa milczenia hodowców.”

  1. Artykul wstrzasajacy,ale czego nie zrobi czlowiek dla pieniedzy.Nie wazne jest dobro psa i uczucia kupujacego ,ktory patrzy na cierpienie swojego pupila.Nie mowiac o kosztach.Czytam forum dla cavisiow,i ostatnio jedna z formulowiczek kupila upragnionego pieska.Kazdy kto wymarzyl sobie dana rase pieska wie o czym mowie,dlugo sie przygotowywala ,starannie wybrala hodowle ,otrzymala pelna dokumentacje rodzicow ,badania.Nic nie wzbudzalo podejrzen ,kupila wymarzonego psiaka i co nieuczciwy hodowca sprzedal szczeniaczka z rozczepem podniebienia.Pies cierpi przechodzi kosztowne zabiegi,wlasciciele sa zalamani. A hodowca na razie milczy.To sa okropne praktyki taka hodowla powinna byc od razu zamknieta wpisana gdzies do rejestrow,bo hodowca jest nie odpowiedzialny ,wrecz okrutny,bo dla pieniedzy jest wstanie skazac na cierpienie nie tylko zwierze ,ale i czlowieka.

  2. Bardzo poważny i wstrząsający artykuł.Niestety sam tego wszystkiego doświadczyłem i choć mnie opluwano,najbardziej nie jest mi żal mnie,lecz suni którą musiałem oddać,dla dobra drugiego w domu psa.Przykre,że w takich sytuacjach hodowcy zaczynają nabierać wody w usta i trzymać się razem.Niestety dla mnie ewidentnie chodzi o zysk.W jakim kierunku to wszystko zmierza………….OszukanyMoloseum

  3. Dziękuję za komentarze. Artykuł również bardzo mnie poruszył, tym bardziej, że pisze go hodowca i sędzia kynologiczny, sama bowiem zajmuję się chorym psem. Winni chorób mojej suni są producenci-hodowcy. Tak samo jak Ty Anonimie byłam opluwana, wyśmiewano się ze mnie, dlatego, że zadawałam niewygodne dla "producentów" pytania. Sunia jest ze mną, moje długi związane z jej utrzymaniem rosną, a tymczasem producenci-hodowcy dalej produkują noszące wadliwe geny oraz chore psy.

  4. Szkoda, że w przypadku wielu ras podstawowe badania nie są obowiązkowe. Np. dysplazja – bernardyny tak (tylko biodra niestety), mastify angielskie już nie itd. Pytanie o badania jest wręcz uważane za pytanie w złym tonie. Wybór na ogół jest prosty – można kupić bez badań lub nie kupić wcale. Ale czy to jest wybór?
    A uczciwość? Niestety rzadka cecha…

  5. Właśnie borykam się z chorobami genetycznymi u mojej rasowej kotki. Hodowca ją stworzył, kotka i ja będziemy się borykać z przeciwnościami do jej śmierci. Smutne dzień w dzień patrzeć na jej cierpienie.

  6. To przykre czytać, taki komentarz. Biedny kot. Choć tyle dobrego, że los sprawił, że koteczka trafiła do Pani. Trzymam kciuki za Was obie. Za Panią szczególnie, bo ja w tej chwili jestem zrujnowana psychicznie i finansowo, czego Pani nie życzę. Ale myślę, że ktoś kto kocha zwierzęta nie potrafi obojętnie patrzeć na cierpienie swojego podopiecznego. I zrobi wszystko aby mu ulżyć. Pozdrawiam.

  7. No niestety w artykule opisana cała prawda. Bardzo to przykre ze bardzo wielu hodowców nastawionych jest na tylko i wyłącznie na zysk.Sukcesy na wystawach to jest dla nich priorytet a ja się pytam gdzie troska o zdrowie przyszłych pokoleń. Hoduje molosy robię wszelkie badania dla dobra rasy. Nie jednokrotnie byłam negowana ale wiem ze robię dobrze i będę robić nadal dla dobra mojej ukochanej rasy :D.

Dodaj komentarz