Historia Bezy.

Zacznijmy od początku…

Historia Bezy jest dość typowa: dziecko chce pieska, błaga rodziców i abrakadabra pojawia się szczeniak w rodzinie. Bez przygotowania, bez wiedzy, doświadczenia od tak by zrobić radość dziecku.
Na początku było super! Mały pies mały kłopot – coś do żarcia, parę wyjść na
siku i tyle.

Pies dorasta i chłopiec dorasta. I tutaj powstaje konflikt interesów…
Zaczyna brakować czasu i chęci dla suni. Sklepowe najtańsze jedzenie, spacery dwa razy na tydzień [a tak to tylko mały ogródek za domem], zero zabawy, czasami. Do tego przychodzi kolejne dziecko i już totalny brak czasu dla psa.

Sunia z czasem zaczęła dostawać do jedzenia co popadnie, czasami resztki z obiadu, czasami surowe mięso – niekoniecznie świeże , kiełbasy, wędliny etc.
Spacer to już rzadkość … pozostawiona sama sobie.

Tak minęło pięć pełnych lat…

Aż do 22 września kiedy to Beza przyjechała do mnie z owej polskiej rodziny z Irlandii.

Ojjj działo się na początku działo! Nowe miejsce, nowi psi sąsiedzi, nowe
zapachy, nowe wszystko!

Euforia, smutek, dezorientacja, nostalgia wszystko naraz!

Ale po tygodniu, gdy już się trochę oswoiła zaczęła być niemrawa. Ciągle spała, na spacery nie chciała chodzić, nie chciała się bawić, ani jeść, ani pić.
Badania krwi wyszły całkiem dobrze. Na USG wyszła powiększona wątroba i trzustka. Zaczęło się leczenie. Na początku zalecenia lekarza i mnóstwo leków. Jednak po przejściach z moim wcześniejszym psiurem, który jest już za tęczowym mostem , wzięłam po części sprawy w swoje
ręce. Wtedy wpadłam na bloga Pani Bogusławy Czarnowskiej. Po przejrzeniu prawie wszystkich postów zdecydowałam się napisać maila. Nie był on jednak o aktualnym leczeniu lecz tak na początek o środkach na uspokojenie na sylwestra. Nie
oczekiwałam, że aż tak szybko dostanę odpowiedź
:] Ucieszyło mnie to :]

Po przyjaznym nastawieniu Pani Bogusi postanowiłam napisać o schorzeniu wątroby i o tym co się dzieje. Również dostałam konkretną odpowiedź i musiałam poczekać aż Beza zakończy leczenie prowadzone przez weterynarza. Oczywiście wszystko opisywałam co i jak w mailach.
Po zakończeniu wstępnym leczeniu weterynaryjnym od razu napisałam kolejnego maila do Pani Bogusławy i już wtedy mogłyśmy zacząć terapię odbudowującą cały układ odpornościowy i pokarmowy na bazie naturalnych suplementów.

Najpierw zaczęło się od oczyszczania organizmu z toksyn, do tego ścisła dieta i zachęcanie suni do ruchu. Później suplementy pomagały przetrawić wszystko co Beza do tej pory jadła i odciążało jej organizm. Efekty było widać już po miesiącu. Przestała śmierdzieć łojem, robiła jedną/dwie ładne kupki na dzień [wcześniej robiła 2/3 wielkie kupy]. W kolejnych miesiącach nabrała smukłej sylwetki, nie była już
wielkim klocem, a i uszka zaczęły się oczyszczać, a włos stał się mocniejszy i przestał wypadać.

Stała się wesoła, pełna energii i chęci do zabaw! Po prostu nie ten pies!

Wszystko dzięki Pani Bogusławie! Poprowadziła nas przez naturalną kurację dzięki której Bezunia może się cieszyć każdym dniem. Oczywiście trzeba konsekwencji i dyscypliny w działaniu tak, aby wszystko się udało! Oraz cierpliwości!

Najbardziej podziwiające jest to, że Pani Bogusława pomogła nam całkiem bezinteresownie! Niesamowite jest, że w dzisiejszych czasach jest ktoś kto pomaga, poświęca swój czas, dzieli się doświadczeniem i nie żąda za to
zapłaty.

DZIĘKUJEMY!!!

I oczywiście pozostajemy w ciągłym kontakcie :]

Bardzo dziękuję za dobre wiadomości. Życzę Bezie dużo zdrowia. Opiekunce zaś dziękuję za wielkie oddanie, za miłość do suni. Ten e-mail stanowi kolejny dowód na to, że odpowiednia dieta, odpowiednie suplementy organiczne są kluczem do zdrowia i dobrego samopoczucia naszych podopiecznych.

Dziękuję.

2 thoughts on “Historia Bezy.”

  1. Za nieopowiedzialnosc ludzi w stosunku do zwierzat powinna byc jakas kara.Ludzie powinni wreszcie zrozumiec ,ze zwierzeta to zywe istoty ,ktore czuja,cierpia i kochaja.Beza znalazla kochany dom i odpowiedzialnych ludzi ,a co z innymi ,ktorzy nie maja tyle szczescia?

Dodaj komentarz